piątek, 7 stycznia 2011

Z upalu do "lodowki", czyli prosto z tzw. bani do przerebla...

7 stycznia. Pobudka o swicie, szybki ciaj i w droge. Cholera, niby przejechalismy tylko jakies 120 km (ponad 4 godziny jazdy busem), a mamy wrazenie, ze przekroczylismy chyba granice panstwowa. Wszystko jest nie tak. Jest tu czysto prawie jak w Europie, jak na Indie to mimo wieczornej pory jest podejrzanie cicho, a przede wszystkim jest ZIMNO!!!!!!! Przyjechalismy do Kodaikanal w poludnie i juz podczas podrozy poczulismy rzeskosc gorskiego powietrza. W sloncu jednak nadal byl niemilosierny upal, jednak wystarczylo stanac w cieniu drzewa i juz ciagnal po nogach ziab. A ja w sandalach i tych cholernych kapielowkach... Na miejscu od kopa trafilismy fajny hotel, choc Ola sprawdzila jeszcze pare innych, ale nie ta klasa. POdobno ma byc nawet ciepla woda, co na razie okazalo sie prawda, ale oczywiscie w indyjskim wydaniu, czyli woda jest ledwo letnia. W porownaniu jednak z lodowata zimna mozna uznac ja za produkt cieplopodobny. Nie marudze na razie, godzina prawdy nastapi za jakies 2-3 godziny, bo jest po godz. 19.

Kwestia temperatury jest dla mnie osobiscie obecnie pierwszoplanowym tematem, poniewaz siedze przy kompie ubrany w prawie wszystko co mam z garderoby, choc niewiele tego. Na zewnatrz 15 stopni, ale chlod jest gorski po to ponad 2000 m n.p.m, do tego troche wieje. Po raz pierwszy od kilku tygodni zalozylem dlugie spodnie, skarpety, buty i polar, wiec jest mi duszno we wszystko, ze stopami wlacznie. Najbardziej rozchodzone buty jakie mam mnie cisna po kilkunastu dniach w sanadalach na golej stopie, a skarpeta powoduje swedzenie skory. Ale to i tak nic w porownaniu z miejscowa ludnoscia, ktora w ciagu dnia, kiedy bylo 27 stopni a my nadal bylismy ledwo ubrani, juz chodzila w pikowanych kurtkach z kapturami obszytymi misiem, czapkach i nausznikach (razem, najpierw czapka, potem nauszniki, efekt komiczny) a niektorzy rowniez w rekawiczkach. To co sie teraz dzieje na ulicy to juz zupelnie sie nie da opisac: puchowe kurtki, szaliki, sari na ktore kobiety zakladaja bluzy od dresow i kurtki, u nas nawet przy lekkim mrozie nikt sie tak nie ubiera, chyba, ze ma zapalenie pluc. Uliczne stragany ze swetrami i kurtkami sa oblezone przez miejscowych, ktorzy sobie wyrywaja co cieplejsze ubrania (sam w to nie wierze) wiec stragany sa ogolacane z tego towaru w kilkanascie minut. Jakbym nie widzial to bym nie uwierzyl.

Ale to takie impresje tylko, bo najwazniejsza byla dzis nasza wycieczka po miescie i okolicy. W srodku miasta (zalozonego ponoc przez brytyjskiego oficera, ktory szukal tu ochrony przed tropikalnymi upalami. Dziwnie tu jest bo wszystko na opak. Przede wszystkim wszedzie wokol na poludniu kraju jest high sezon, a tymczasem tu wszyscy mowia, ze jest low sezon, maja nawet specjalne, nizsze cenniki opatrzone stosowna informacja. Ulice sa wprawdzie dziurawe, ale umiarkowanie i o dziwo - niezasmiecone, a co 10 metrow stoi kosz na smieci. na kazdej tablicy informacyjnej, czy to restauracji, czy kosciola (dowolnego) napisy "keep clean Kodaikanal" i wszyscy grzecznie smieca do koszy i innych pojemnikow na smieci. Za wyrzucenie jednego kawalka plastiku drakonskie kary finansowe (750 rupii, czyli ponad 50 PLN), najwyrazniej stosowane, bo w jaki sposob inaczej doszliby do takiej szokujacej czystosci. Zastanawiam sie, czy nie jest to jakis eksperymentalny program rzadowy, ktorego celem jest sprawdzenie, czy taki system w ogole jest mozliwy do zaakceptowania w tym kraju. Jak widac, test wypadl pomyslnie. W srodku miasta znajduje sie sztuczne jezioro w ksztalcie skaczacego Batmana bez glowy - sa rozkraczone nogi i rozpiete jak do lotu skrzydla, glowy brak, choc szyja jest. Jezdzilismy sobie wypozyczonymi rowerami wokol jeziora, w sumie to 3,5 km. Bardzo przyjemna wycieczka.




Im dluzej tak sobie krazylismy tym bardziej dochodzilismy do wniosku, ze gdyby zastapic Hindusow bialymi, to mozna by uznac, ze jest to 100% europejskie, dosyc biedne, ale zadbane miasteczko. Oprocz panujacego wszedzie porzadku i ciszy, obrazu tego dopelnialy pozostale po Brytyjczykach zabudowania, domy i wille, zbudowane w wyspiarskim klimacie, z dachowka, i kamiennymi elewacjami. Nawet trawniki sprawiaja wrazenie wypielegnowanych. Do tego przepieknie urzadzony i doskonale utrzymany park, ktory rowniez jest pozostaloscia po zalozycielu miasta i noszacy jego imie.






Choc przed wejsciem do parku, na cokole nie ma juz jego pomnika (podejrzewam, ze byl), stoi za to zamiast niego paskudna zlota figura prezentujaca jakiegos tubylca w sarobgu, grozacego placem wszystkim, ktorzy sie do niego zblizaja. Co ciekawe, przy pomniku staja zamontowane ewidentnie na stale zelazne i zardzewaiale schody, ktore sprawiaja wrazenie, jakby ustawiono je po to, by zloty czlowiek z paluchem mogl po pracy wrocic do domu na swoje codzienne thali. Przyszlo mi nawet do glowy, ze to moze byc pomalowany na zloty kolor mim, ktorego wynajeto po to, by cokol nie stal pusty. Wygladalo to idiotycznie.

Jutro zrobimy sobie piknik w parku, bo znowu bedzie cieplutko, a poznym popoludniem wyrywamy jakims autobusem do Thanjavur, na zwiedzanie kolejnej efektownej swiatynki. Obijamy sie tutaj zbierajac bardzo zroznicowane, jak widac, wrazenia i ani sie spostrzeglismy, jak mija wlasnie polowa naszych wojazy po obcych landach. Osobiscie bardzo sie ciesze na zblizajaca sie wizyte w Mammalapuram, gdzie 10 lat temu mialem bardzo mieszane uczucia, ciekawe jak bedzie tym razem. Szczegolnie, ze w tym czasie miejscowosc te nazwano "Kingdom of Backpackistan", wiec ni cholery nie wiem, czego sie spodziewac. Pewnie znowu bede zdumiony, ale to mi sie chyba nigdy nie znudzi. Jedzenie maja tu dobre i tanie, a po doswiadczeniach ze smierdzacego jak stary hipopotam Maduraiu, w ktorym w dzien i w nocy tysiace pojazdow wala w klaksony non stop, czujemy sie tu jak w raju. Strasznie mnie ciekawi jeszcze kawetia tej "cieplej" wody, bo przydaloby sie wykapac. Ale jak bedzie zimna jak dotychczas (czyli jak wyplywajaca z lodowca), to ja chromole i z duma ide spac brudny. Ola pewnie sie zlamie i - jak zwykle - sie wykapie. Jak mozna sie tak codzinnie myc?

/normalnie Sy, to wlasnie odroznia nas od zwiarzat. O./

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz