czwartek, 30 grudnia 2010

Varkala - rybny raj

W drodze z Alleppey do Varkali mialam okazje na blizsze zapoznanie sie z lokalnym transportem kolejowym w klasie sleeper. Nie wiem, czy nie zrozumialam (prawdopodobne) czy tez mnie zrobili na szaro (niemal pewne), bo zamiast biletow w pierwszej klasie z klimka, wyladowalam w sleeperze (w zasadzie standard WKD sprzed 10 lat + smiecie po kostki na podldze). Te dwie godziny kazaly mi istotnie przewartosciowac opowiesci kolegow Sy i Landryna, ktorzy w ciag 2 miesiecy spedzili w sleeperze ze dwa tygodnie. Nadal zazdroszcze, ale sleeper to nie jest to, co dziewczyny lubia najbardziej. Ogolnie klejenie sie do waskiej laweczki powleczonej szara cerata, ktora pod centymetrowa warstwa brudu jest niebieska to rzecz dla prawdziwych mezczyzn i nalezy im takie doswiadczenia w calosci pozostawic. Za oknem za to bylo calkeim malowniczo :) Do Varkali przyjechalismy juz po zmroku i oczywiscie dowiedzielismy sie, ze: a) jest haj sizon sir, b) nigdzie nie ma miejsc, c) a na klifie to nie ma miejsc najbardziej z calej Varkali. ***dygresja - Varkala 10 minut po - przyjezdzie, dzwoni mi telefon, nie odbieram, bo uzeram sie z rikszarzem, plecakiem i hindusem wciskajacym mi pokoj. Patrze na wyswietlacz - dzwonila Jojo. Odpisuje: "Jojo, jesli chcesz zapytac, czy bede dzisiaj w Bibie to nie, bo jestem w Varkali." na co Jojo: "Wiem. Chcialam zapytac ile sie rozdaje kasy na poczatku gry w monopol".*** Po wysluchaniu 15 historii, ze nie ma miejsc, wchodzimy do pierwszego hotelu na klifie i wynajmujemy pokoj za 1100 rupii. Zyd we mnie stoi pod sciana placzu i zawodzi, ale pokoj jest naprawde super. Do takiego moglaby nawet wejsc moja mama na dluzej niz 10 sekund. I ma dwa duze okna, a to juz jest upper Asia standard. Ide wypelniac papiery, obrazona na swiat, bo cala ta biurokracja jest o kant podtluc. Milion pytan: skad jedzie, po co, kiedy, nr paszportu, nr wizy, kiedy wydane, do kiedy obowiazuje, na ile przyjechales, a czym, a co bylo na sniadanie....zawod. Wpisuje Sy "bussinessman", a Hindus dopytuje "a jaka branza, a jaka nazwa firmy...". No to wpisuje: name XXX, industry: porn. Po czym patrzac Hindusowi zimno w oczy w swojej rubryczce wpisuje: Lonely Planet writer. I widze jak slabnie. Ma za swoje. Cos tam jeszcze chandryczy sie o cene pokoju (new year madam, people coming, high season), a wtedy ja spokojnym, suchym glosem mowie: Nobody's coming. Europe is shut down. Snow. I'm your best option my friend. Od tego czasu w sumie sie polubilismy.
Na kolacje fisza. Blue marlin i tunczyk - swiezy, pachnacy, w czosnkowym sosie z ziolami. Do tego zimny Kingfisher (o tym w nastepnym wpisie) i cola. Rachunek - dwadziescia pare zlotych.. Jestem w fiszowym raju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz