Wprawdzie jeszcze nie w Indiach, ale już jest wesoło. Prozaicznie wyglądający śnieg za oknem stał się przyczyną dotykającego nawet nas pierdolnika na lotniskach. Zamiast lecieć do Paryża Air Francem, lecimy do Pragi tzw. niewiadomoczym. Dlaczego akurat do Pragi, też nie wiemy. Mam nadzieję, że nie po to, by złapać tam jakiś samolot lecący z Heathrow. Plan nadal zakłada nocleg w Paryżu w pożyczonym mieszkaniu (dzięki Gosia!), butelkę wina na Polach Elizejskich, a rano wylot do Delhi.
Ale jak tak sobie patrzę na to co się dzieje na lotniskach, to wcale nie jestem pewien, czy uda nam się złapać w piątek w południe samolot z Delhi do Koczinu. Mam nadzieję, że przynajmniej tam nie ma śniegu. Jest za to późny monsun, który powinien się skończyć na początku grudnia, ale cholera wie, dlaczego dalej pada. Szczęście w nieszczęściu, że skoro jest już po terminie, to koniec jest już rychły.
Wory spakowane, śmieci wyrzucone, dojadam teraz resztki z lodówki, bo od półtora tygodnia nie robimy zakupów (po co skoro wyjeżdżamy). Kot oddany w dobre ręce, temat kota zabanowany, żebyśmy ciągle nie płakali. Kaczyński oszalał jeszcze bardziej, wiceministrowie zdrowia i infrastruktury zdymisjonowani, a Łukaszenka wygrał wybory. Naprawdę wystarczająco dużo się działo ostatnio, by stąd sp....dalać.
P.S. To nie jest tak, że jedziemy sobie, bo mamy taką fanaberię - lekarz mi przepisał wyjazd do ciepłych krajów. Serio. Niestety NFZ nie refunduje.
mordy moje indyjskie!!trzymam kciuki, bawcie sie, uzywajcie i wracajcie szczesliwi:) lesotho
OdpowiedzUsuń